[IT] Glockhauser (3023m) 📷
Coś prostego i niedużego w dolinie w której mnie jeszcze nie było? Coś w sam raz po długiej trasie i krótkim spaniu na miejscu? Glockhauser wydaje się być takim celem.
Coś prostego i niedużego w dolinie w której mnie jeszcze nie było? Coś w sam raz po długiej trasie i krótkim spaniu na miejscu? Glockhauser wydaje się być takim celem.
Trzeci dzień wyjazdu i przy okazji dzień powrotu. Znaczy raz, że trzeba wyjść wcześniej by gdzieś zajść a dwa, że trzeba i tak wcześniej skończyć. Coś tam sobie wczoraj wieczorem z Piotrkiem ustalamy, ale jak zawsze jest to wyłącznie plan A.
Meteo na dziś sugerowało przejaśnia, więc humory jakby lepsze niż wczoraj. Poza tym i przede wszystkim zmieniamy rejon na ten właściwy czyli na Lüsenstal jej boczne dolinki. Swoją drogą dla mnie to powrót w tę dolinę po ośmiu latach.
Pierwsza tura w masywie Wetterstein jest średnio udana. Raz, że początku kwietnia na wysokości Ehrwaldu to już zdecydowanie wiosna jest. Dwa, że jak się startuje nartostradą to ta wiosna za bardzo nie “robi” pod warunkiem, że coś widać.
W tej części Ahrntal również jeszcze mnie nie było i trzeba było coś z tym faktem zrobić : ) Plany były ambitne bo obejmowały jeżeli nie sam Vordere Hornspitze to przynajmniej okolicę podszczytową. Przyszło je zmienić. DWUKROTNIE 🙂
Na pierwszą dolinkę do spenetrowania wybieram Pfunderertal. To po sąsiedzku w stosunku do jednego z treków z ubiegłego roku. Pierwsze wrażenie – jak się już dojeżdża do końca doliny – jest takie: o kuźwa, to może być wtopa.
Poranek po nocy w Taufers jest dość dołujący: pada. A nawet leje. I jest +12 °C. Po śniadaniu w naprawdę depresyjnych nastrojach zwijamy się i jedziemy wyżej, by sprawdzić. czy może jednak da się podziałać?
Planem A na dziś miał być Schütttalkopf (2773 m). Jednak stan śniegu na południowych zboczach (czytaj: śniegu na pierwszych 5oo m pionu i 4 km podejścia doliną niet) sprawił, że szybko zaczynamy się rozglądać za jakąś alternatywą w okolicy.
O tym czy wyjazd zaczynamy od Navistal czy Schmirn w sumie to decydujemy z Michałem rano. W Navistal byłem już kilka razy (co nie znaczy, że nie chciałbym tam wrócić) natomiast Schmirn to nowa dla mnie dolinka. Dla Michał obie nowe, więc pada na Schmirn.
Taka tura pocieszenia na ostatni dzień wyjazdu. Pocieszenia bo nie przyjechałem to na sztruksy tylko na łażenie, więc samotnie sprawdziłem sobie jak wygląda końcówka zjazdu z Hoher Riffler (3231 m). A wygląda tak jak powyżej.