Outdoor po Szczepionce. [CZ] Troja 📷
Nie. Nie zaczęły mnie fascynować fikołki na wodzie. Niemniej skłamałbym twierdząc, że nie jest to fotogeniczne 😉 Po prostu przy okazji dalszego ciągu opływania Drop Zone’a przestrzelałem nieco Tamrona 35-150mm.
Nie. Nie zaczęły mnie fascynować fikołki na wodzie. Niemniej skłamałbym twierdząc, że nie jest to fotogeniczne 😉 Po prostu przy okazji dalszego ciągu opływania Drop Zone’a przestrzelałem nieco Tamrona 35-150mm.
Rzeka na zamknięcie tego wyjazdu. Oglądając ją z drogi przy rozwożeniu aut wydawało się, że z wodą będzie słabo. Oczywiście już na wodzie okazało się, że tej wody jest dość. A nawet więcej bo w zasadzie nie było mowy o tarciu kamieni o dno.
Albo czasem Otona. Dopiero tym razem dojrzałem do tego by się porwać z wiosłem na tę sekcję : ) Techniki starczyło: obyło się bez kabin czy choćby eskimoski, co zdecydowanie cieszy. A co tak oczywiste nie było bo jednej dziurze prawie udało się mnie wysadzić z siodła.
Od kilku lat jedna z moich ulubionych rzek. Taka przekrojowa Słoweńska biała woda dosłownie w pigułce. Zaleca się aplikować przynajmniej co 2-3 sezony dawkę jednodniową 😉 Jadąc do Słowenii trochę się obawiałem o plagę myszy.
Ponoć 1o,6m³/s i 142cm to poziom na który trudno trafić. Bo przeważnie z wodą na niej słabo. Nam się udało (przy wydatnym wsparciu wyjątkowo śnieżnej tegorocznej zimy) przez co pływanie mimo pierwszego wrażenia, że wody jest mało było całkiem fajne.
Od dawna marzyłem o tym by spenetrować z wiosłem wschodnią cześć Triglavskiego Parku Narodowego. W tym roku – dzięki ekipie otwartej na eksplorację w końcu się to udało. “Łupem” padły dwie nowe rzeki: Sava Bohinjka i Radovna.
Dla mnie to kolejna wizyta w tej kuźni kajakowych skoczków 😉 Od poprzedniej minęły już prawie cztery lata. Tym razem mam ze sobą tylko mocną bezlusterkową “małpkę” i zdecydowanie mniejszą napinkę na zdjęcia.
To chyba już nasza czwarta OCManie. A może piąta? Bez znaczenia : )
Chyba moje najlepsze Certaki w historii : ) Pierwszy raz góra w zasadzie bez wylewania wody powyżej Okna, pierwszy raz nadgryzłem “Schody” (spłynięte gdzieś od połowy) i pierwsza skuteczna rolka na białej wodzie.
Czasem marzenia się spełniają a czasem nie : ) To o zamoczeniu wiosła w Vorderrhein tym razem się nie spełniło. Landquart był ostatnią rzeką, którą spłynąłem wspólnie z dolnośląską ekipą, która mnie na tym wyjeździe “przytuliła” do swojego składu.